Jak zarobić, żeby się nie „narobić”, czyli każdy chciałby być tłumaczem
Generalnie przecież siedzisz w domu. Nie pracujesz. Bo co to za praca. Czasem tam sobie gdzieś wyjedziesz, w nawet całkiem fajne miejsca. Ludzi ciekawych poznasz. Posłuchasz. Jeść dadzą.
Też to znacie? To posłuchajcie. ..
Dziś mam „wolny” dzień. Czyli „nie kabinowy” i „niesądny”. No i nie zaczęły się zajęcia na uczelni, bo przecież akurat ja mam jeszcze drugą pracę. Ale nawet, gdyby jej nie było…
Rano, jak zwykle, jak wszyscy. Śniadanie, dwójka walczących o swoja przestrzeń życiową przedszkolaków… Co tu dużo gadać.
Potem (szybko, szybko) rehabilitacja. Spotkanie z panią Agnieszka, która pomaga mi utrzymać mój aparat mowy w stanie użytkowym. Dziś nie było wcale łatwo – po wczorajszym całym dniu na słuchawkach i przy mikrofonie, po kilku godzinach za kierownicą trzeba było potraktować mnie dość kompleksowo i rozblokować niemal wszystko od pasa w górę. (Fanaberia! Nie masz co robić, to chodzisz do rehabilitantów i lekarzy! – Oczywiście. Przecież za 5 lat, gdy moje narzędzie pracy się zużyje, mogę po prostu oddać je na złom i kupić nowe. Jak każdy rzemieślnik).
Po rehabilitacji (szybko, szybko) pędzę na wykład gościnny o przemocy w kościele w wiekach średnich. (Bzdura, po co Ci to? Nie masz co robić, to chodzisz.) Pewnie niepotrzebnie. Ale za chwilę mam dużą konferencję historyczną. Wprawdzie na nieco inny temat, ale o podobnym okresie historycznym. Nigdy nie wiadomo, co się może przydać tłumaczowi. Wczoraj stosunki polsko-niemieckie, jutro innowacje technologiczne, a za tydzień inkontynencja….
Potem już tylko … właściwie powinnam na zakupy. „Mundurki” do pracy już mocno przykurzone. (No ja sobie tak często nowych rzeczy nie kupuję!). Ale nie zdążę, więc: do domu (szybko, szybko, może zdążę zjeść). Tylko jeszcze prasówka – w dwóch lub trzech językach. Dziennik, tygodnik, prasa lokalna (No proszę, kto to ma czas, żeby codziennie gazetki czytać!). Zajrzę do poczty i do jednego tekstu, który akurat mam „na tapecie” (bo w końcu przecież jednak jestem i naukowcem, za chwilę konferencja, na której referuję). A, jeszcze kolega w biedzie, trzeba 2-3 stronki referatu „podtłumaczyć”. O, i poczta przyszła, materiały na pojutrze. Pospieszyli się : ). Cóż, nie dam rady. Już czas po dzieci. Czyli jak każdy, jak wszyscy, jak zawsze. Szybko, szybko…. Do materiałów siądę wieczorem, jak już młode pójdą spać i dziś czeka mnie druga „szychta”. Przynajmniej na balkonie i może przy winie J.
To dziś, mój wolny dzień.
A jutro? Jutro 8 godzin w kabinie. Ale o tym w innym wpisie. Uwielbiam moją pracę!